Łowczyni zagubionych dusz – Isabelle Talbert. Pułapka pieknej okładki...
Przede mną spoczęła książeczka o zachęcającej okładce. Z radością zabrałam się za czytanie, bo jak wiecie lubię debiuty i paranormale. Co dostałam tym razem? Przeczytajcie.
Fabuła
Emily Moore traci ukochaną siostrę. Nie może pogodzić się ze stratą i postanawia popełnić samobójstwo. W tym celu staje nad urwiskiem, skacze, jednak zamiast roztrzaskać się na skałach trafia do krainy...benefitów. Istoty te są piękniejsze i doskonalsze od ludzi. Nic w tym dziwnego, w końcu mają w sobie anielską krew. Czy to przypadek? Raczej nie. Emili jest dla nich kimś ważnym, ma do wypełnienia misję, a jak się z niej wywiąże?
Benefitami rządzi zła i okrutna królowa imieniem Alice. Nasza bohaterka musi uratować Lakrimę (królestwo benefitów) przed zagładą żadnej krwi władczyni. Emily słyszy głosy zmarłych i widzi ich bezcielesne postaci. Wkrótce dowiaduje się, że jest Łowczynią Zagubionych Dusz. Zmarli mają dla niej misję i dlatego dziewczyna staje na czele benefitów, po czym rusza w tajemniczą, pełną przygód podróż. Jak zakończy się jej misja? Kto wmanewrował w to wszystko dziewczynę? I wreszcie, czy będzie wątek miłosny? O tym za chwilę.
Opinia
Bardzo mi przykro, ponieważ po raz pierwszy muszę wystawić tak złą opinię debiutantce. Książka jest niebywale słaba – począwszy od niedopracowanej fabuły, na języku skończywszy...
Wiecie jak lubię poznawać style i pomysły autorów będących na początku drogi twórczej. Każdy z nich ma jakąś wizję, którą chce przekazać czytelnikowi i realizuje ją z lepszym bądź gorszym skutkiem. Autorką "Łowczyni zagubionych dusz" jest dwudziestoletnia Isabelle Talbert. Niestety nie znalazłam żadnych informacji o autorce, więc nie mam nic na jej obronę, a uwierzcie – szukałam zawzięcie*
Zacznijmy od fabuły. Autorka miała niezły pomysł - choć dość oklepany i pełen schematów. Wymyśliła sobie krainę benefitów, pełną pięknych istot związanych z aniołami. Wybaczcie lakoniczne wyjaśnienie, ale do tej pory nie potrafię sprecyzować zamysłu autorki. Zarówno kraina jak i postaci nie są należycie opisane i nic o nich nie wiem. Nie znam genezy powstania benefitów, nie wiem jaki mają cel, ani o co walczą. Podobnie rzecz się ma z postacią Łowczyni, mającej za zadanie sprowadzać spokój duszom zmarłych - a w całej opowieści "uratowała" ze trzy osoby, przy czym nie musiała ich "łowić" bo same przyszły. Wątkiem przewodnim lektury jest niejasna intryga królowej, polegająca na zniszczeniu królestwa w akcie nieokiełznanej złości. Ale zabijcie mnie, po co? Dlaczego? O co tak naprawdę chodziło? Do czego zmierzała ta historia? Nie wiem.
Przejdźmy dalej. Jest kilka istotnych punktów, do których mogę się przyczepić. W przypadku powieści paranormalnych mają one dla mnie kluczowe znaczenie:
– Bohaterowie. Płascy, nijacy, bezbarwni. Do tego niekonsekwentni, niespójni, irytujący. Nikt nie miał dobrych lub złych cech - wszyscy byli po prostu dziwni i nie potrafię określić ich osobowości. Nie chodzi mi nawet o niedojrzałość, w końcu to nastolatki, ale o to, że postaci nie miały charakteru wcale. Były jedynie zbiorem słów na papierze.
– Język. Autorka buduje poprawne zdania, ale nie potrafi "chwycić i przytrzymać" czytelnika. Nudzi oklepanymi frazesami, czasem piszę jakieś niesmaczne zdania z podtekstem erotycznym, czasem rzuci słabym żartem - a to wszystko sprawia, że czytanie jest męką. Książeczka ma niecałe 170 stron, a czytałam ją 3 dni... Poprawność językowa to za mało, by być pisarzem.
– Miłość. Isabelle Talbert miała chyba na celu stworzenie historii miłosnej z intrygą w tle. Niestety wątek romansowy kuleje jak sto diabłów. Żadnych emocji, żadnych czułych wyznań, żadnej gry wstępnej. Ba! Nawet czułego patrzenia w oczy nie było... Bohaterowie spotykają się, zakochują w sobie od pierwszego wejrzenia, a potem on ciągle nosi ją na rękach, bo ona wciąż ma gorączkę (nie pytajcie dlaczego). Oczywiście obowiązkowym elementem jest deklaracja uczuć, aż po grób. Niestety ja tych uczuć nie dostrzegłam.
– Styl. Na pierwszy rzut oka widać, że to debiut. Chaotyczna akcja, bez ładu i składu, przeplatana monologami o miłości i "złotymi myślami". Niektóre są lepsze niż te, serwowane przez Coelho:
"(...) - Z tego co mówisz, przyjaźń jest podobna do miłości.
- Bo miłość powinno budować się na przyjaźni. Różnica polega
na tym, że gdy osoba, z którą jesteś, zje ci ostatniego cukierka,
zrobisz jej awanturę. Jeśli zrobi to twój przyjaciel, po prostu pójdziesz
do jego domu i objesz go z jego słodyczy.
- To brzmi bardzo mądrze. (...)" s. 82
Książka zawiera wiele takich tekstów, napisanych nie wiadomo po co. Niezrozumiałe akapity musiałam czytać kilkukrotnie i ciągle zastanawiała się, czy w książce nie brakuje stron. Opisy są okrojone, nic nie wnoszą do fabuły. Charakterystyki postaci brak. Jedynie na początku dowiedziałam się, że w chwili planowanego samobójstwa bohaterka miała na sobie czarne dżinsy i biały t-shirt.
Wszystkiego trzeba się domyślać, więc książka wygląda jak streszczenie, a nie normalna powieść. Dialogi są tak skonstruowane, że nie wiadomo czy postaci kłócą się, czy tylko przekomarzają. Sztuczność wieje na kilometr, a do skrajnej rozpaczy doprowadzały mnie niektóre stwierdzenia:
" - Teraz pójdziemy popatrzeć, jak odcinają Alice głowę - szepnęła Sophia na ucho Łowczyni.
- Nie wiem czy chcę to oglądać - odszepnęła i ruszyła za tłumem, myśląc w duchu: Ale czad!" s.160
(SERIO tam jest taki tekst)
Plusy
Tak naprawdę najmocniejszy punkt tej pozycji to okładka. Ciekawa, dopracowana, pasująca do motywu przewodniego fabuły. Wnętrze również jest bez zarzutu - czytelna czcionka, brak błędów (ani jednej literówki!), urocze piórka na początku rozdziałów - aż miło wziąć do ręki taki egzemplarz.
Autorka jest młoda, wszystko przed nią. Widać, że miała niezły pomysł, jednak zabrakło jej warsztatu i merytorycznej pomocy, kogoś kto na zimno wytknąłby jej błędy. Może kontynuacja będzie lepsza (o ile powstanie). Mam też nadzieję, że autorka weźmie sobie do serca wszelkie negatywne opinie, bo czuję że moja nie będzie ostatnia i poprawi to, co kuleje. Sam pomysł to nie wszytko, trzeba jeszcze umieć go przekazać w taki sposób, by czytelnik nie żałował poświęconego czasu.
Pisanie tych słów niesamowicie mnie obciążyło, nie mogłam znaleźć nic na obronę autorki. Nawet nie wiecie jak mi z tym źle. Z przykrością, nie polecam.
Dla kogo
Dla młodego, mało wymagającego czytelnika lubiącego paranormalne romanse i nietypowe istoty. Dla wielbicieli ładnych wydań. Dla fanów debiutów - to będzie ciekawe doświadczenie. Dla młodych pisarzy fantasy - doskonały przykład, jak nie pisać.
Ocena
2/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Innowacyjnemu NovaeRes
* Już wiem kim jest autorka, wiem też w jakich okolicznościach powstała książka. Powiem Wam, że to osoba o wielkiej pokorze. Krytykę przyjmuje z klasą i kto wie, może mnie jeszcze zaskoczy?